Ostatnie wyliczenia naukowców mówią, że dostajemy czek na 120 lat życia. Od razu rodzi się pytanie, dlaczego większość ludzi nie dożywa tego wieku i często umiera bardzo młodo lub w średnim wieku.
Przyczyn tego stanu rzeczy jest oczywiście wiele. W dyskusjach bardzo często słyszy się, że ludzie wymieniają przyczyny typu: zanieczyszczenie środowiska i żywności, genetykę czy styl życia jaki prowadzimy (uprawianie sportu czy rodzaje diety). To wszystko prawda, tylko że nikt nie uwzględnia stanu zużycia oraz poziomu zablokowania naszego kręgosłupa. To typowy stan przyczynowo-skutkowy i na nim chciałbym się w niniejszym artykule skupić.
Skoro nasz układ ruchu został zbudowany na zasadach mechaniki, dlaczego, skoro dwudziestoletni samochód jest już dawno zezłomowany i to przy bardzo regularnych przeglądach, my nie robimy przeglądów własnego narządu ruchu?
Jeżeli coś nam w samochodzie stuka pod maską czy przy kole, zaraz jedziemy do mechanika, bo nie chcemy doprowadzić do kompletnego zniszczenia części lub nie chcemy by nam coś „padło” w trasie. Dlaczego tak nie działamy w odniesieniu do własnego ciała? Jak to zostało już pokazane w poprzednich artykułach, w uproszczeniu działa to tak, że gdy elementy naszego kośćca czy układu mięśniowo-więzadłowego pracują prawidłowo – wszystko działa jak należy i funkcjonujemy w sposób prawidłowy oraz bezbólowy. Jeżeli jakiś element, czy też odcinek zostanie wyłączony z pracy (wszelkiego rodzaju bloki traumatyczne czy funkcjonalne), bądź pracuje w osłabieniu (odruchowy zanik lub osłabienie mięśni, zablokowania na elementach piezoelektrycznych), prawidłowa praca przeradza się w patologię.
W zasadzie powinniśmy jeszcze do naszej analogii samochodowej dopowiedzieć co nieco o elektryce naszego ciała, by całość była bardziej zrozumiała. Otóż wszystko w naszym ciele, jest sterowane przez komputer centralny znajdujący się w głowie. Informacje z komputera i do komputera są wysyłane przy pomocy przewodów zwanych nerwami. Jeżeli na skutek jakiegokolwiek zarzenia, kabelek zostanie przerwany, tracimy sterowanie danym modułem w pojeździe i to możemy zrozumieć. Na przykład przerwanie rdzenia kręgowego na poziomie lędźwiowym skutkuje brakiem władzy w kończynach dolnych.
Natomiast zauważyłem, że ludzie mają problem z łączeniem faktów powolnego przepalania się przewodów z powolną utratą jakiejś funkcji w ciele tylko dlatego, że nie doznali wypadku. Powolny zanik przewodnictwa nerwowego nazywa się procesem demielinizacyjnym i jest to takie samo zjawisko, jak przepalanie się przewodu elektrycznego. Skutek jest ten sam, tyle że rozłożony w czasie a tym samym trudniejszy do wychwycenia.
Dwa przykłady dla zobrazowania skali problemu:
Zdarzenia traumatyczne:
- Uraz nadgarstka. Wygląda niewinnie. Kilka dni był spuchnięty, bolał oraz zaobserwowaliśmy ograniczoną funkcję. Oczywiście czekamy kilka dni na rozwój sytuacji i rzeczywiście w wielu wypadkach wszystko wraca do normy.
W praktyce tylko fachowe oko doszuka się zmian w pracy samego nadgarstka (zablokowania w którymś ze stawów), innej pracy stawu łokciowego (bądź także w konsekwencji zablokowania któregoś ze stawów), czy już w odleglejszym okresie czasu ograniczenia funkcji barku czy bólów szyi. W zależności od tego jaki tryb życia prowadzimy (czas całkowitego wyczerpania luzów w „amortyzatorach” i „stabilizatorach” stawów czy łańcuchów kinematycznych), po kilku miesiącach czy latach zgłaszamy się do lekarza z chorobami, które niewiadomo skąd się wzięły. Będzie to np. zespół cieśni nadgarstka, łokieć tenisisty i golfisty, zamrożony bark czy neuralgie idiopatyczne.
- Zablokowanie segmentu ruchowego w kręgosłupie. Spadliśmy z drabiny na plecy. Między łopatkami pobolało kilka dni i przeszło. Kolejny raz przekonaliśmy się, że jesteśmy niezniszczalni. Nigdy nie chodziliśmy przecież do lekarza bo nasze zdolności regeneracyjne zawsze nas zachwycały i wywoływały dumę. To pewnie przez to, że chodziliśmy do sportowej szkoły i biegaliśmy na zawodach a potem uprawialiśmy sztuki walki... Tyle, że nie tym razem. Po miesiącu stwierdzamy, że mamy zgagę czy trudności z oddychaniem. Idziemy do lekarza i dostajemy tabletki na nadkwaśność (najprawdopodobniej do końca życia).
Przyczyna i skutek.
Zdarzenia procesowe:
Nasz sąsiad ma ciągłe problemy z kręgosłupem. Nic w tym zresztą dziwnego – miał kilka wypadków gdy uprawiał wyczynowo sport, oraz ledwie uszedł z życiem z wypadku samochodowego. Musi boleć ! Ale my nigdy przecież nie mieliśmy żadnego wypadku czy to w pracy, czy to samochodowego a kręgosłup boli. Jakże to tak?
Otóż wcale nie musimy doznać urazu by mieć znaczne problemy kręgosłupowe. Wystarczy, że całe życie lekceważymy nasz narząd ruchu i siedzimy np. z jedną nogą zarzuconą na drugą, stoimy rozmawiając z kimś na jednej nodze podporowej, jeździmy samochodem z ręką non stop na dźwigni zmiany biegów, śpimy na brzuchu czy też przodoboku lub czytamy książki leżąc sobie wygodnie na boku z głową podpartą jedną ręką. Wszystkie podane pozycje sprawiają, że nasz kręgosłup pracuje (napina się) jednostronnie. Po krótkiej obserwacji dojdziemy do wniosku, że w zasadzie nigdy nie zmieniamy naszych ulubionych pozycji na stronę przeciwną...
Gdy dodamy do tego fakt, że napięcia mięśniowe sumują się, a jednostronnie napięty kręgosłup ma tendencję to przykurczów z jednej strony, a „puszczania” po stronie bardziej rozluźnionej, rysuje się już pewien obraz jakie dolegliwości czekają nas w przyszłości. Tu możemy być bardzo szczerzy – większość problemów fundujemy sobie sami. Na własne życzenie. Tak w skrócie, latami problemy same na nas „wchodzą”.
Przyczyna i skutek.
Tyle, że przy odpowiedniej świadomości kręgosłupowej w obu przykładach, rzecz cała może wyglądać zgoła inaczej. Możemy udać się do terapeuty, który rozblokuje zablokowaną jednostkę ruchową – czyli z powrotem włączy niepracujący segment czy staw do prawidłowej pracy. To z kolei, uwolni uciśnięty korzonek nerwowy lub nerw, a to z kolei przywróci do prawidłowej pracy również elektrykę naszego ciała. Samo odbarczenie nerwu w większości przypadków załatwia sprawę. Ewentualnie pozostaje regulacja mięśniowa czy energetyczna i wracamy do życia.
Oczywiście obydwa przykłady podlegają wielu mutacjom oraz kombinacjom, zarówno jeśli chodzi o rodzaje dolegliwości, jak i czas ich występowania. Niemniej, zawsze podlegamy prawie przyczynowo-skutkowemu i przy odpowiedniej wiedzy terapeuty i dobrej pamięci chorego, często możemy dojść pierwotnej przyczyny patologii.
Jeżeli nie zatrzymamy procesu, będzie się rozwijał i wyczerpywał kolejne zasoby naszych „amortyzatorów”, co w konsekwencji może doprowadzić do uszkodzenia kolejnego podsystemu w naszym wspaniałym mechanizmie jakim jest nasz organizm.
Tu chciałbym sobie pozwolić na małą dygresję – swojego czasu prof. Religa powiedział znane skąd inąd zdanie „Samo przyszło, samo przejdzie” i nie będę już polemizował, czy był o tej prawdzie wewnętrznie przekonany, czy chciał by ludzie mniej chodzili do lekarzy z drobnymi dolegliwościami i nie przeciążali systemu opieki zdrowotnej. Faktem jest, że to bardzo szkodliwe dla naszego zdrowia powiedzenie. Wręcz antyteza dobrego zdrowia i długiego życia.
Teoretycznie jesteśmy uczeni na lekcjach biologii w szkole, że z rdzenia kręgowego jest unerwiane prawie wszystko w naszym ciele. W późniejszym życiu, praktycznie w ogóle nie wykorzystujemy tej wiedzy. Dlatego chorujemy i żyjemy nie tyle, ile moglibyśmy. To dlatego, że nasze „części” podobnie jak w samochodzie, chcą pracować prawidłowo i bez zakłóceń. Tak naprawdę to od regularnych przeglądów naszego „mechanizmu” i "elektryki" od najmłodszych lat, będzie zależało nasze zdrowie w przyszłości. Im później się za to weźmiemy, tym dla nas gorzej, szczególnie jeśli uwzględnimy fakt, że zmiany strukturalne w naszym układzie nerwowym następują po dwóch (góra trzech) latach od pierwotnego impulsu.
Zaniedbanie „przeglądów okresowych” kończy się przychodzeniem pacjentów z poważnymi dolegliwościami, wymagającymi już remontów kapitalnych. Te z reguły są długotrwałe, często bardziej nieprzyjemne i kosztowne.